Recenzja dla Wydawnictwa ZNAK litera nova "Szklane ptaki. Opowieść o miłościach Krzysztofa Kamila Baczyńskiego" Katarzyny Zyskowskiej
"Szklane ptaki.
Opowieść o miłościach Krzysztofa Kamila Baczyńskiego"
Autorka: Katarzyna Zyskowska
Wydawnictwo: ZNAK litera nova
Premiera: 2022-07-27
- Recenzja dla Wydawnictwa ZNAK litera nova "Szklane ptaki. Opowieść o miłościach Krzysztofa Kamila Baczyńskiego"
- Katarzyny Zyskowskiej
-
Najnowsza powieść Katarzyny Zyskowskiej dotknęła i poruszyła najckliwsze zakamarki mojej duszy. Tak jak napisano na okładce: to prawdziwa opowieść na trzy głosy. Narracja prowadzona głosem samego Baczyńskiego, jego matki Stefanii oraz głosem Barbary, czy jak kto woli Baś – wielkiej miłości poety.Poznajemy Krzysztofa Kamila Baczyńskiego takiego, jakiego do tej pory go nie znaliśmy. Bo któż nie zna jego wzruszających i pięknych wierszy pisanych podczas II Wojny Światowej? Ale jak głęboko sięga świadomość Czytelników w samo życie poety, w jego miłości i drżenia serca spowodowane młodzieńczym zakochaniem i wszystkim tym co z nim związane jest? Co wiemy o rozterkach i problemach tego wybitnego polskiego poety.
Tymczasem autorka ostatnich dziesięć lat swojej pracy pisarskiej poświeciła historii życia i śmierci Krzysztofa Kamila Baczyńskiego. Książka naszpikowana jest przypisami z materiałów źródłowych, z których czerpała informacje i na bazie których tworzyła tę niezwykle wzruszającą opowieść.
Patrzymy na Warszawę pokrytą warstwą brunatnego pyłu, a miasto aż broczy tą mieszanką mikrodrobin betonu, cegieł, szkła, sadzy - niczym umierający człowiek broczy krwią.
Osobliwa mieszanka jest dosłownie wszędzie, wdzierając się do płuc mieszkańców przy każdym oddechu. Świadectwo dekonstrukcji przeszłego życia Warszawiaków.
I to z tej Warszawy, pod którą rozstąpiła się ziemia, wypuszczając demony z trzewi, pisarka przenosi Czytelnika pod smreki uginające się pod ciężarem bieli nad drogą do Wodogrzmotów, do schroniska w Roztoce, lata w Dalmacji, płonących lazurem wód wokół Solty, Bukowiny Tatrzańskiej o brunatnym odcieniu nieba, do Wenecji lśniącej blaskiem gwiazd i nad Canal Grande, zatłoczonego Piazza San Marco oraz do ogrodów Della Biennale. Wprawdzie trwa to tylko chwilę, ale jednak pozostawia po sobie ten niesamowity urok, aż do końca powieści. Przeplata nam się ulotność szczęśliwych chwil z okrutnym i bezwzględnym świstem kul i myślach o śmierci.
A w miejscach tych nasz główny bohater i: panna Zosia von und zu, ta która upłynęła w czas i niewysłane listy; czas Zuzy i kolejnego olśnienia; Anna, ta która dzień po dniu, noc po nocy zamieniała się w słowa i zamazywała się w jego pamięci.
Po Zosi, Zuzie i Annie była Barbara Drapczyńska. Basia. Drobna, o płochości dzikich ptaków w spojrzeniu, o cerze bladej, przeźroczystej, twarzy dziecięcej i nosie lekko zadartym, kasztanowych włosach i szczupłych łydkach.
To ona skradła jego serce na zawsze i to ją nazwał Światłołuną. Jego Basia.
I pomiędzy nimi postać Stefanii, matki.
Drobna, niska, cała w czerni o twarzy bladej jak pergamin. Autorka książek, polonistka, nauczycielka, żyjąca w ciągłym strachu o syna, otoczona wspomnieniami i książkami po zmarłym mężu Stachu, po minionym życiu, do którego najchętniej nie wpuściłaby już nikogo innego.
Tylko ona i syn, ten którego kocha oddaną miłością matczyną. Miłością równie oddaną co zaborczą, wiele razy nazywaną współcześnie toksyczną. Ale czy w takich okolicznościach można tak osądzać? Czy w obliczu najbardziej brutalnej wojny świata jakiekolwiek oceny zachowania matki są miarodajne? Czy w obliczu tylu tragedii życiowych, które przeżyła Stefania jakakolwiek ocena jej zachowań będzie miarodajna i sprawiedliwa?
Do takich przemyśleń skłania nas lektura książki Katarzyny Zyskowskiej i to nie tylko w stosunku do wykreowanej postaci Stefanii Baczyńskiej.
Na kartach tej powieści żyjemy miłością matki do syna, syna do matki, Baczyńskiego do poezji i Basi, Basi do Krzysztofa. Bo to właśnie miłość jest mottem przewodnim tej książki. Miłość bezgraniczna i zdolna do heroicznych poświęceń w imię tej miłości. W imię połączenia dusz i serc tak głębokiego, że aż wręcz niewyobrażalnego.
Czytając tę powieść żyjemy jeszcze jedną miłością: miłością do Ojczyzny, do Polski. Każdej Polki i każdego Polaka. Żyjemy heroizmem bohaterskiego narodu, który w imię wolności, w imię POLSKI oddawał swoje życie dla POLSKI dokonując czynów na miarę największych bohaterów tego świata w dziejach historii ludzkości.
Ale czyż czas miłości i śmierci może mieć wspólny mianownik?
„Nie wiem nic. Jest wokoło ten rzeczy niepokój,
Który rzeki przesyca i morza obłoków,
Który jest sam przez siebie, a ja ponad którym
Jestem jak smutne dziecko przenoszące góry …”
Efektem czego było milczenie wymowne i uparte na temat getta, trupów rozkładających się na ulicach, bydlęcych wagonów z małymi zakratowanymi okienkami pełnymi ludzi, o Treblince i komorach gazowych? Ludzie milczeli, bo trudno było uwierzyć, że to dzieje się naprawdę.
Milczeli bo nikt nie mógł uwierzyć, że człowiek jest zdolny do takiego okrucieństwa. Milczeli, cały czas mając nadzieję, że to wszystko tylko niedorzeczny sen o śmierci, z którego za moment się wybudzą.
Wczuwamy się w atmosferę tamtych dni, kiedy Warszawa zaczynała poznawać wiersze młodego poety, a Czesław Miłosz i Jerzy Andrzejewski słuchali go i zaczynali doceniać jego talent. Dni i wydarzeń o znamiennym wydźwięku dla całej trójki głównych bohaterów. Takim był z pewnością dzień ślubu młodziutkiej Barbary i Krzysztofa, na który Iwaszkiewicz przywędrował z olbrzymim naręczem bzu. Sama Stefania Baczyńska określiła ten dzień, jako tym, w którym straciła syna.
Zaś sama Basia określa swoje szczęście preludium rozpisanym na trzy głosy.
A Baczyński? Cóż pomimo, iż był wyjątkowo uzdolnionym poetą, i przez wiele miesięcy udało mu się żyć z poezją i wojną na zewnątrz, nie mógł zanegować genów, a płynęła w nim krew ojca i dziadka. Krew powstańców i żołnierzy. To wprawdzie matka była mu zawsze przyjaciółką, powierniczką, opiekunką i oczywiście pierwszym krytykiem literackim. To ona pielęgnowała chorowitego syna i broniła przed światem, ale to pamięć o ojcu i dziadku zapalała go do codziennej walki o wszystko. A tym wszystkim była: walka wewnętrzna, którą toczył w sobie Baczyński.
Wprawdzie to matka mówiła, że będzie sławniejszy niż ojciec, a znalezienie się pośród Miłosza, Świrszczyńskiego i Hollendera na konspiracyjnym konkursie literackim i otrzymanie razem z nimi równorzędnej nagrody, wyniosło go na szczyty niczym na Wzgórza Parnasu.
W jury zasiadali: Iwaszkiewicz i Wyka.
Krzysztof Kamil Baczyński i jego ciągłe rozterki, jego usilne dążenie do czynnego włączenia się do walki powstańców, jego miłości i wspomnienia z dzieciństwa.
Basia podająca dłoń Baczyńskiemu i zegar, który w tym miejscu się zatrzymał, choć czas biegnie bez końca. Basia idąca do niego i ich sen o miłości i śmierci.
Uff… moje serce krwawi niczym płonąca 1 sierpnia 1944 roku Warszawa, krwawi przepełnione wzruszeniem i ulotnością chwili, którą przeżyłam dzięki Katarzynie Zyskowskiej i jej „SZKLANYM PTAKOM”.
Powieść niesamowita i z pewnością jedna z najlepszych w tym sezonie literackim.
Wydawnictwu ZNAK dziękuję za egzemplarz do recenzji.
-
Komentarze
Prześlij komentarz