Recenzja dla Wydawnictwa Prószyński i S-ka "Jej wysokość kurtyzana" autorka Małgorzata Gutowska-Adamczyk
Historia Estery daje do myślenia, dostarcza nam refleksji do zastanowienia się nad wartościami w życiu i sposobem na życie. Czy naprawdę pieniądze zdobyte za wszelką cenę są w stanie uszczęśliwić człowieka? Jakżeż to temat aktualny w czasach współczesnych.
Wraz z rodzicami przyjechała z Polski do Moskwy, a wielka stolica nie okazała się dla nich przyjazna. Mało tego, klepali biedę, a ona już jako dziecko i młoda dziewczyna patrzyła na matkę i ojca żyjących tutaj, z dala od rodziny, w niepewności i znoju, pośród podobnych do nich rzemieślników żydowskich, pogardzanych przez Rosjan i myślała o tym, że nie dopuści aby jej życie wyglądało podobnie. Już od zawsze marzyła o kolorowych dorożkach, bogactwie, sukniach od najlepszych krawcowych, cennych klejnotach i życiu w przepychu. Za takie życie gotowa była oddać wszystko. Jak się okazuje na kartach tej powieści: dosłownie wszystko.
Tymczasem kiedy przyszedł odpowiedni czas rodzice znaleźli jej poprzez swatkę męża i pomimo, iż matka zdawała sobie sprawę, iż nie udało się jej wychować córki na dobrą żonę, szybko oddali ją w ręce francuskiego krawca Francoisa. I tak rodzina Lachmanów pozbyła się kłopotu. O swoim przyszłym mężu niewiele wiedziała, nie zdążyła go nawet polubić, o miłości nawet nie wspominając. Ale kto w tamtych czasach się tym przejmował? Małżeństwa były aranżowane przez rodzinę, uzgodnione bez udziału młodych dziewczyn, bo to wszystko przecież dla ich dobra. Nie uprzedzone, jak wygląda małżeństwo wchodziły w nową rolę zupełnie nieświadome, przerażone i nawet zdegustowane. Potem cierpiały w skrytości całe życie. Jednak Estera ani myślała podzielić ich los. Małżeństwo traktowała jako pierwszy krok ku wolności, zmieniła nawet swoje imię. Od teraz nazywać się będzie bardziej z francuska Teresą Villoing. Zresztą takie imię otrzymała na chrzcie.
Mąż na szczęście nie był złym człowiekiem, pomimo wszystko najzwyczajniej nie potrafił jej sobą zainteresować. Podobnie jak w małżeństwo, nie potrafiła się prawdziwie zaangażować nawet i w macierzyństwo. Ciążę, poród i cały okres kiedy byli już we trójkę i powinni stanowić szczęśliwą rodzinę, traktowała jako wręcz niemożliwy do zniesienia.
Stale marzyła o innym, lepszym życiu i snuła plany, aby takie wieść. Planuje i przygotowuje ucieczkę i po wielu przygodach faktycznie dociera do Francji, zostawiając w Rosji męża oraz małego synka. W głowie zaś mając jeden cel: musiała nauczyć się być kimś, stać się osobą, po której nikt nie pozna, że wyszła z moskiewskiego getta, bez wykształcenia i tak naprawdę jest córką biednego tkacza. Ale ona o tym pamiętać nie chciała i zakłamywała rzeczywistość , opowieściami niemal z tysiąca i jednej nocy.
Jako baczny obserwator patrzyła jak żyją bogaci ludzie, jak się ubierają, jakie mają zwyczaje, jak przyjmują gości i czym ich karmią, co czytają, i jakie wina piją.
Jej burzliwa historia prowadzi przez Moskwę do Warszawy, potem do Paryża i Londynu. Poznaje ludzi, wychodzi kilka razy za mąż – szczęśliwie mniej lub bardziej - poznaje szanowanych ludzi, sławnych ludzi i tak wspina się po szczeblach kariery najsławniejszej kurtyzany, podbijając niejedno męskie serce.
Ale czy była kiedykolwiek szczęśliwa? Za swoje marzenie i ich zdobycie zapłaciła bardzo wysoką cenę. Zamieniając swoje życie w ciągłą walkę dosłownie o wszystko, Teresa nie potrafiła przyjąć szczęścia i się nim najzwyczajniej w świecie cieszyć. Co się z tym wiąże, nie potrafiła przyjąć także miłości i cieszyć się nią, nie żądając niczego więcej. Wręcz przeciwnie. Ona zdobywszy jedno chciała od razu sięgać po następny sukces. Jakby jej było ciągle wszystkiego mało.
Będąc kobietą niezwykle zaradną, systematyczną, zorientowaną również w pomnażaniu swojego kapitału, gromadziła skrupulatnie przez wszystkie lata coraz większe pieniądze, niezwykle bogatą i kosztowną garderobę oraz biżuterię. Z czasem zaczęła gromadzić nieruchomości. A po latach weszła nawet do arystokracji: stała się markizą de Paiva. Na drzwiczkach jej powozu natychmiast pojawił się herb, a wizytówki przyozdobiono baronowskimi koronami.
Ale nie na wiele się to zdało, i tak każda prawdziwa arystokratka, nawet zubożała była dla tego środowiska, którego szacunek tak bardzo chciała pozyskać, znacznie więcej warta aniżeli osoba, która zdobyła swój majątek i tytuł w sposób tak kontrowersyjny.
Nie chciała być postrzegana jako luksusowa kurtyzana, lecz jako dama. Znalazła sposób na niezależność i to sposób najlepszy w świecie uzależnienia kobiet od mężczyzn. Jej pozycja i pewność siebie bulwersowały ludzi wokoło i nastrajały negatywnie. Charyzma, wysoki wzrost i postawa, która sprawiała wrażenie, a do tego znajomość męskich upodobań była powodem, że szybko stawała się ich ulubienicą. Oczywiście kobiety pałały do niej zazdrością i trudno im się dziwić. Porządnym mężatkom w tamtych czasach odmawiano prawa do bycia istotami seksualnymi. Żony miały nosić przyzwoite suknie, a to rolą kurtyzany było szokować, kusić, zatrzymywać spojrzenia i pociągać mężczyzn erotycznie.
Kolejno budowane pałace i kolejne ogromne bogactwa doprowadziły ją w końcu do totalnej nudy. Nudzili ją jej goście, nudziły przedstawienia w teatrach, gazety i książki. Nudziło ją samo życie, bo zdobyła już wszystko, czego mogła sobie tylko zażyczyć, a jedyne co było ją jeszcze w stanie uradować, i to tylko na krótką chwilę, to wydawanie gigantycznych kwot na klejnoty oraz ich oprawę.
Odchodząc z tego świata myślała, że to nadzieja gnała ją przez całą Europę i wszystko zawdzięcza tylko sobie.
Odeszła w wielkiej miłości swojego męża hrabiego Gwidona. Czy miała tego świadomość?
Na bazie zebranych informacji źródłowych ( których, jak czytamy w bibliografii na końcu książki, było sporo ) autorka podaje Czytelnikowi obraz La Paivy jako osoby pełnej zakłamań i zmyśleń. Sama bohaterka jest temu winna, ponieważ uporczywie uciekała od prawdy. Nie obawiała się kłamać w życiu codziennym i w dokumentach. Książka ta ma nieco złagodzić jej wizerunek, ale to niech już każdy Czytelnik sam oceni.
Dziękuję Wydawnictwu Prószynki za egzemplarz recenzencki.
Komentarze
Prześlij komentarz