"Ten się śmieje, kto ma zęby"
Autorka: Zyta Rudzka
Wydawnictwo W.A.B.
Premiera: 2022-11-09
Recenzja powieści „Ten się śmieje, kto ma zęby” Zyty Rudzkiej
@Wydawnictwo WAB
Kontrowersyjna i dlatego może taka dobra? Inna. Z pewnością do tej pory nie czytałam niczego podobnego. I w formie i w treści, chociaż w obydwu przypadkach bardziej mi przypominała opowiadanie w stylu „Na wozie” Czechowa, w którym mamy również bohaterkę ukazaną w skrajnej postaci, jakkolwiek na kilku stronach, jak na opowiadanie przystało.
W przypadku powieści Zyty Rudzkiej mamy do czynienia z książką, w której na ponad dwustu stronach bohaterka ukazana jest w swojej czystej, skrajnej postaci.
Być może wywołam moją recenzją oburzenie, ale po prostu, tak najzwyczajniej nie wierzę, aby każdy z nas chociaż raz w życiu nie miał takiej sytuacji, w której puszczają mu nerwy, bo sytuacja i okoliczności do tego zmusiły i zachowujemy się, lub zachowaliśmy się, podobnie lub identycznie jak główna bohaterka Wera? Bo co, bo taka bezpośrednia i wulgarna ta Wera? Niech ten rzuci kamieniem, kto ani razu nie zaklął?
Zyta Rudzka opisuje nam sposób radzenia sobie z żałobą. A tak i nie inaczej radziła sobie właśnie Wera. I to opisała autorka, mając swoją wizję, swojej bohaterki. Dlaczego nie? Mnie ujął ten styl i powiem, że czytało mi się tę małą książeczkę miło, a czasami nawet i uśmiech się na twarzy pojawił. Lubię takie poczucie humoru i tę ironię ukrytą w zwykłych czynnościach, w zwykłym naszym życiu. Bez blichtru i naciągania welonu na twarze tu obecnych, bo inaczej nie można i nie wypada.
A co jeżeli opuścimy kurtynę, zajrzymy za kulisy i co wtedy? Wtedy taka Wera jest praktycznie w każdym z nas, bez względu jak bardzo próbujemy udawać i na zewnątrz takiej Wery z nas nie wypuszczać.
Książka ujęła mnie również trafnością spostrzeżeń i to takich z każdego podwórka, czy to wieś czy miasto, wszędzie możemy się spotkać ze zjawiskami opisywanymi przez autorkę: męka zwierząt, biurokracja, rytuał pogrzebu, no i przede wszystkim miłość po grób, a przynajmniej w planach. Wyszło jak wyszło. Jak zawsze.
Rudzka posługuje się w swojej prozie wszystkim co w niej samej jest wyjątkowe, a więc zaletami, wadami, obsesjami a nawet i dziwactwami, które upycha w swoją bohaterkę. Czyż ona nie przemawia zuchwale i jednocześnie bardzo radośnie głosem autorki? Pisze wszak o niepozornych, domowych sprawach, ale napisała je aby skłaniać nas do namysłu, budzić sprzeciw i oburzać. Chociaż równocześnie ze snutej opowieści wybrzmiewa nuta, która ma nas pocieszyć. Wprawdzie w bardzo skomplikowany i specyficzny sposób, ale jednak.
Doczytuję się w prozie Rudzkiej jeszcze jednej rzeczy, mianowicie liczy się dla niej każde ludzkie życie, każdy człowiek według niej zasługuje na uwagę, a z obserwacji jednego ludzkiego życia i jego bacznej analizy, co też Rudzka czyni, możemy poznać źródło wszystkich dobrych i złych postępków na ziemi.
Wera i jej pieskie życie, świat, który ujawnia skazy bohaterów, wciągając równocześnie Czytelnika w ten opisywany świat. Wera nie jest ani piękna, ani doskonała, a pomimo to współczujemy jej szczerze, a nawet niejeden z nas się z nią utożsami.
Dlaczego? Bo Wera jest autentyczna, prawdziwa i szczera do bólu, bo Wera nie boi się przywalić łopatą w wieko trumny na pogrzebie Dżokeja i stwierdzić, że nie będzie płakać, bo ma już tyle lat, że nie zamierza udawać.
Język, którym posługuje się autorka jest plastyczny, obrazowy, a jej stosunek do słowa pisanego nazwałabym wręcz namiętnym. Ona czyta świat i odtwarza go nam w sposób dociekliwy, ciekawszy od innych i z pewnością przeznaczony dla uważniejszych Czytelników rzeczywistości.
Z powieścią Zyty Rudzkiej to jest tak: „…rozwija się i urzeka nas ( lub nie ) zdanie po zdaniu. Żeby coś z nami zrobiło musi nas stale przyciągać….”
I taka jest ta powieść.
Komentarze
Prześlij komentarz